To teraz trochę opowiem o bieganinie. Chociaż chyba każdy zna ten problem udając się do lekarza. Chcąc zbadać biodra córce, najpierw musieliśmy pójść do pediatry po skierowanie. W kolejce czekamy przeszło godzinkę. Skierowanie mamy. Następnie dzwonię by zarejestrować Madzię do ortopedy, za tydzień termin. Okej. U ortopedy…kolejne skierowanie do szpitala na rtg bioder. W szpitalu…Pani mówi, że brakuje nam pieczątki, więc skierowanie traktowane jest jak z prywatnej wizyty.Dzwonię do przychodni. Oj, lekarz zapomniał przybić pieczątki, więc z powrotem do przychodni ortopedycznej po pieczątkę. No i z powrotem do szpitala na ten rentgen. To nic, że dziecko z czterokończynowym porażeniem, piętnastoletnia, wysoka dziewczyna. Co tam mama z tatą się nadźwigają. Tak właśnie działa nasza opieka nad chorymi i niepełnosprawnymi.
Z płytką na której jest zdjęcie bioder, udajemy się ponownie do ortopedy, ale wcześniej trzeba było zaklepać wizytę. Lekarz, popatrzył na zdjęcie, pomierzył i po chwili stwierdził, że główki kości są w panewkach, wszystko jest w porządku. Uffff! Przyznał jeszcze, że jest tak dzięki prawidłowo przeprowadzanej rehabilitacji. Więc możemy dalej Madzię pionizować i intensywnie ćwiczyć.
To, że biodra córki są w porządku bardzo mnie ucieszyło. Pomimo, tej szalonej bieganiny w jednej sprawie, na szczęście wszystko skończyło się happy endem.